niedziela, 5 stycznia 2014

Zupa maturzystów.

Święta, święta i po świętach. I po Sylwestrze. Ufff... na szczęście :P

Po imprezie sylwestrowej nasunął mi się jeden wniosek - musimy z Panem U częściej urządzać imprezy! W Nowy Rok koty (oba!) spały jak zabite przez cały dzień. Tak zostały wybawione i wymiziane, że nie miały siły na nic innego oprócz spania, co jest szczególnie przydatne w przypadku Franka. Ostatnio włączył mu się tryb rozrabiania. Strasznego rozrabiania, co szczególnie widać na przykładzie mojej zaatakowanej, zmasakrowanej ręki - stwierdził, że jest to świetne połączenie gryzaka i drapaka w jednym. Efekt jest taki, że kolega, widząc moją dłoń, spytał się czy przypadkiem się nie tnę :D

Ale wraz z nastaniem nowego roku i skończeniem się czasu świąteczno-sylwestrowego trzeba było zmierzyć się z "szarą rzeczywistością", zapomnieć o śledziach na tysiące sposobów, pierniczkach i czerwonym barszczu. Trzeba było wymyślić coś na obiad. 

Jakiś czas temu dostaliśmy od mamy Pana U paczkę, już ugotowanych, kasztanów jadalnych. Wydaje mi się, że jest to w Polsce na tyle mało popularny produkt, że trochę się nagimnastykowałam zanim znalazłam w necie jakiś fajny, prosty i szybki przepis, który mogłam dopasować do naszego smaku.

Wybór padł na tę zupę. Taka zupa z dyni, tylko, że z kasztanów ;) Oczywiście receptura została trochę zmodyfikowana.





Krem z kasztanów jadalnych:

  • 500 g ugotowanych kasztanów jadalnych,
  • 3 średnie marchewki,
  • 4 ząbki czosnku,
  • 250 ml mleka 2%
  • 200 ml śmietanki 30%,
  • 750 ml wody,
  • 1 łyżka masła,
  • 3 łyżki oliwy/oleju,
  • sól, pieprz, papryka słodka, papryka ostra.

Pokrojoną w kostkę marchewkę wrzucamy razem z kasztanami i posiekanym czosnkiem na rozgrzaną oliwę z masłem. Poczekałam do momentu, gdy zarówno kasztany, jak i marchewka, lekko się przypiekły. Następnie całość zalałam wodą i poczekałam aż całość się zagotuje. Od tego momentu gotowałam 20 minut, czyli tak, jak w oryginalnym przepisie. Po tym czasie płomień faktycznie zmniejszyłam, ale nieznacznie. Dolałam mleko i śmietankę i gotowałam przez kolejne 10 minut.

W podanym w linku przepisie jest, by na tym etapie zupę posolić i popieprzyć, ja jednak jeszcze się z tym wstrzymałam. I tu zaczęły się schody... Okazało się, że mój poczciwy mikserek powoli odmawia posłuszeństwa, szczególnie końcówka miksująca. Po włączeniu zaczęła wydawać piekielne piski, Pan U zaczął krzycząco pytać, co się dzieje, koty przyleciały z położonymi po sobie uszami a mi wszystkie włosy dęba stanęły... Nie dałabym rady wytrzymać tego pisku dłużej niż 15 sekund a jednak zmiksowanie zupy zajmuje trochę dłużej :/

Na szczęście jakiś czas temu kupiliśmy z Panem U w Lidlu rozdrabniacz elektryczny, o taki o. Początkowo trochę sobie plułam w brodę, że wywaliliśmy prawie 50 zeta na coś, co pewnie użyję dwa, może trzy, razy w życiu, ale teraz okazało się, że ten rozdrabniacz uratował nasz dzisiejszy obiad :) Trochę było to upierdliwe, bo musiałam najpierw odcedzić kasztany i marchewkę, a później partiami je rozdrabniać i wrzucać do płynu, ale jakoś się udało. Na koniec całość przyprawiłam solą, pieprzem i papryką i jeszcze raz zagotowałam.


Przyznam, że może nie chciałabym jeść tej zupy codziennie, ale raz na jakiś czas jak najbardziej :) Ma bardzo ciekawy smak.

Jeśli będziecie mieli okazję, to zróbcie ją :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz